Wtedy się nie udało… Rzecz o niepowodzeniach

Cykl: Formacja Franciszkańska – Inspiracje

Często naśladowanie Chrystusa i posługa braciom nie przynoszą uznania i gestów zrozumienia ze strony innych; co więcej, można doświadczyć porażek, nieporozumień i cierpień. Ponadto może się zdarzyć – nawet podczas wielkodusznej posługi – odczucie osłabienia wysiłku powołaniowego, poddanie wątpliwość motywacji naśladowania i drogi powołania, która do tej pory rozwijała się spokojnie. Te trudne i delikatne sytuacje życiowe – momenty kryzysu – jeśli będą przyjęte z cierpliwością i zaufaniem i będą przeżywane w zjednoczeniu z misterium paschalnych Pana Jezusa, mogą się objawić jako tajemnicze drogi zbawienia[1].

Jest pewnym, że nasze życie to nie tylko pasmo sukcesów, ale także rozmaite porażki. Odbieramy je dotkliwie, a z niektórymi trudno nam się pogodzić. Czemu są takie bolesne? Być może dotykają jakąś naszą wewnętrzną narcystyczną cząstkę. Doświadczamy bowiem, że nie wszystko się nam udaje. Często pojawiają się wtedy myśli, że nie jesteśmy może zbyt inteligentni, zaradni, że może zrobiliśmy coś nie tak jak powinniśmy, że nie ze wszystkim dajemy sobie radę. Przeżywamy wstyd, reagujemy smutkiem i depresją, zamykamy się w sobie i wycofujemy się z relacji z innymi. Czasem zaś reagujemy w takich chwilach inaczej, bardziej ekspresywnie i na zewnątrz: przeżywając bunt, gniew, wyrażając negatywne oceny tych, których uznajemy za autorów naszych niepowodzeń itd.
Przeżywana porażka może powodować, że zaczynamy postrzegać siebie jako kogoś, kto gorzej sobie radzi od innych. Wtedy łatwo zakładać z góry, że coś nie wyjdzie. Kiedy pojawią się jakieś nowe wyzwania, człowiek podchodzi do nich bez entuzjazmu, bo rodzą się obawy, że jego działania znowu zakończą się klęską. Łatwiej mu wtedy unikać wszelkiej nowej aktywności. Z drugiej strony może pojawić się tendencja, aby nadmiarowo kompensować takie lęki. Takiemu człowiekowi łatwo postawić na pierwszym miejscu siebie i własne ambicje. Wtedy trudno docenić własne sukcesy, bo ciągle poszukuje się nowych wyzwań. Jest się ciągle w akcji, której głównym celem jest nieustannie udowadniane sobie i innym, że daje się radę[2].
Jestem przekonany, że także wtedy, kiedy możemy cieszyć się sukcesami (lub przynajmniej, kiedy nie przeżywamy niepowodzeń), przeżywamy czas, kiedy powinniśmy przygotowywać się duchowo na porażki, które mogą przyjść. Dlaczego? Ponieważ są one częścią naszego życia. Chodzi więc, aby przemyśleć i przemodlić, jak chcemy postępować i jak chcemy żyć w czasie, kiedy będziemy doświadczać własnych niepowodzeń. Bycie blisko Chrystusa to nie jest droga, na której doświadczamy tylko triumfu. W Jego życiu dostrzegamy sytuacje, które po ludzku zakończyły się klęską, aż po zgorszenie krzyża[3].
W tym kontekście myślę o św. Franciszku, o jego porażkach: o trudnych relacjach z ojcem i o trudnych relacjach z braćmi. W jego życiorysie jest opisane takie zdarzenie, kiedy św. Franciszek martwił się z powodu braci, którzy dawali zgorszenie w Zakonie. Myśląc o nich, odczuwał pewnie jakieś niepowodzenie. Sam chciał być blisko Pana, żyć dla Niego i tego samego wymagał od swoich naśladowców, ale to mu się nie udawało, aby wszyscy jego towarzysze byli szczerymi pokutnikami. Światło dla Franciszka przyszło w czasie modlitwy, kiedy poczuł wzburzenie na tych braci. Chrystus powiedział mu, że ci bracia nie są jego. Tych braci Chrystus powołał i On jest ich pasterzem[4]. Pewnie po takich duchowych doświadczeniach postanowił napisać braciom w ich Regule życia: „Niech się strzegą, aby się nie gniewali i nie denerwowali z powodu czyjegoś grzechu, bo gniew i zdenerwowanie są i dla nich, i dla innych przeszkodą w miłości”[5].
Nasze czasy nie są lepsze czy gorsze od tych, w których żył Biedaczyna. Są po prostu inne. Natomiast przeciwności, trudności, zgorszenia, to co nie wychodzi – czyli po prostu porażki – były, są i będą. Powstaje więc pytanie: Jak zatem radzić sobie z nimi? Jestem przekonany, że rozmaite niepomyślności, jakie nas dotykają, są dobrym czasem, aby zatrzymać się przy Panu i Jemu zawierzyć to, co się nie udało: Wszystkie troski wasze przerzućcie na Niego, gdyż Jemu zależy na was[6]. To czas na duchowy wzrost. Dobry moment, kiedy mogę zobaczyć, po co tak naprawdę żyję i co jest moim głównym celem. Dalej, co zrobiłem niewłaściwego, gdzie był błąd, a co było dobre. Czy jest ktoś, kogo skrzywdziłem, a może komuś powinienem coś przebaczyć. Warto porozmawiać o sprawie z zaufaną osobą (przyjacielem, kierownikiem duchowym…). Ważne, aby popatrzeć też na przyszłość: czego się nauczyłem w tej sytuacji, czy może powinienem coś zmienić, może dane działania podjąć w innym czasie, w innej formie i w innym miejscu, co pozytywnego wynika z tego, co się wydarzyło itd.
Niewątpliwie, Autorem, który da nam życie (bo tego życia w takich trudnych sytuacjach nam brakuje), jest Duch Święty. Prośmy Go, aby dawał nam „swoje oczy” już teraz i w sytuacjach, kiedy coś nam nie wychodzi.

o. Piotr Stanisławczyk
delegat generalny ds. formacji


[1] Ordine dei Frati Minori Conventuali. Discepolato Francescano. Ratio Studiorum, Roma 2022, nr 142, https://www.ofmconv.net/pl/download/discepolato-francesc-ratio-stud-2022/?wpdmdl=51912&refresh=64abbccd8920f1688976589 05.07.2023.
[2] Przemysław Mućko, Porażka – przykłady z życia, https://www.psychowiedza.com/2017/10/porazka-przyklady.html, 04.07.2023.
[3] 1 Kor 1, 23.
[4] 2 Cel 158.
[5] 2 Reg 7, 3.
[6] 1 P 5, 7.